Browsing "twórczość"
maj 3, 2011 - shorty, twórczość    1 komentarz

kłębki, strzępki, niedopałki.

Leżymy w łóżku gapiąc się w sufit i zabawiając myślami. Przybierają kształt mydlanych baniek. Lżejsze od powietrza wędrują ku górze, by rozbić się o krawędź lampy i tam dokonać swego krótkiego żywota. Niektóre splatają się ze sobą tworząc dziwne kształty, których deformację podkreśla dodatkowo ciemność nocy, inne rozpierzchają się jeszcze zanim zdążyły się na dobre utworzyć.
– …i wiesz, to nie jest tak, że ja nie wiem, czego chcę, tylko po prostu boję się rozczarowania. Buduję sobie tutaj misterny plan, wszystko jest pięknie, ładnie, a co jak nie wpasuje mi się w rzywist… – dźgam palcem w jej myśl, delikatna mgiełka spada nam na twarz.
– Dlaczego to robisz? – nic nie mówię, uśmiecham się w myślach produkując kolorową, sferyczną formę, która szybko ucieka z mojej głowy. Obserwuję ją ukradkiem – podąża wzrokiem za bańką, chwilę potem zamyka oczy.- Czuję się taka zmęczona, przytłoczona tym wszystkim, kręcę się w kółko i nie wiem, gdzie jestem, życie przecieka mi przez palce, czas ucieka, czuję, że mogłabym zrobić znacznie więcej, ale nie potrafię się za nic zabrać, demotywuje mnie pogoda, demotywuje mnie system, demotywuje mnie demotywacja, jest mi niedobrze, kotłuje się to we mnie i mam ochotę się tak po prostu wyrzygać, wyrzucić to z siebie, odetchnąć, uciec od ludzi, uciec od siebie, wznieść się ponad to wszystko i poczuć się wolna, spojrzeć z perspektywy – pokój w szybkim tempie zapełnia się bańkami – …i, jak to się mówi, odnaleźć własną drogę. I co, myślisz, że to możliwe? Nic nie mówisz, czyli, że co? Zgadasz się, czy nie chcesz mnie dobijać? – patrzy na mnie wyczekująco. Posyłam w jej stronę kolejną kolorową bańkę.
– Śpij, nie pierdol.

Śpimy.

posłuchajcie, bracia miła.

(wszelkie podobieństwo do osób i zdarzeń jest zamierzone)Paulo Coehlo bardzo nie miał racji. Są takie dni w życiu, kiedy mimo tego, że czegoś gorąco pragniesz, cały Wszechświat działa potajemnie, by cię wkurvić.

Ale jeszcze o tym nie wiesz. Wsiadasz w autobus z lubieżną wizją umysłowej orgii z Vonnegutem i snując kosmate myśli na temat zabaw ze słowami zmierzasz do Portu Przeznaczenia, gdzie czekają One. Oczyma wyobraźni widzisz już jak ochoczo otwierają przed tobą swoje podwoje, skore do pieszczot wzrokiem… bezwstydnice! Twoje pragnienie dotknięcia ich jest odwrotnie proporcjonalne do szybkości przemieszczania się w godzinach szczytu.

Już, już masz ochotę tak po prostu zdenerwować się zaistniałą sytuacją, gdy wzrok twój pada na niego, Dzielnego Kierowcę Autobusu, Milijona Miejskiej Aglomeracji, który codziennie walczy z przeciwnościami Złego Losu. Po 40 minutach jazdy opuszczasz jego Przybytek Szczęśliwości lądując gdzieś na krańcu świata, gdzie nawet Diabeł nie mówi „Dobranoc”, a twoim jednym przewodnikiem staje się licha mapa. I właśnie wtedy w twojej głowie pojawia się myśl, że może to nie wystarczyć, bo twoje przodkinie nie polowały na mamuty, tylko zbierały jagody w lesie. „Nic to” mówisz do siebie i dzielnie ruszasz naprzód. Idziesz, szukasz, patrzysz na mapę, szukasz, idziesz, szukasz, patrzysz na mapę, rozglądasz się i uświadamiasz sobie, że jesteś w punkcie wyjścia. „Nic to” myślisz i pytasz ludzi o drogę. A wtedy Wszechświat działa potajemnie sprawiając, że oni nie wiedzą. Wtem napotykasz Staruszka, Który Wie i łzy wdzięczności cisną ci się do oczu, ale spoglądasz na zegarek i już wiesz, że i tak nie zdążysz i nie pozostaje ci nic innego jak poddać się i przekląć ewolucję.

Wsiadasz w Autobus Powrotny, marzniesz po drodze czekając na Autobus Przesiadkowy, wsiadasz w niego wraz ze swoim świeżo narodzonym Wkurvem i Przekonaniem, Że Zaraz Cię Szlag Trafi i wtedy Wszechświat znowu działa potajemnie podsuwając ci myśl o zrobieniu zakupów. Tę samą myśl podsuwa w tym czasie innym ludziom. Wiedzieni chęcią zaspokojenia jednej z najbardziej podstawowych potrzeb spotykacie się w jednej kolejce do kasy a Wszechświat działa potajemnie, by osobą stojącą tuż przed tobą był Babsztyl z kurvikami w oczach, gotowy tu i teraz zgwałcić twoją cierpliwość, czego nie omieszka za chwilę uczynić.

– Osiemnaściepięćdziesiątsiedempunktypanizbiera?

– Nie – podaje kartę płatniczą kasjerce, która następnie umieszcza ją w terminalu. I nic się nie dzieje. 5 długich minut później nadal nic się nie dzieje.
– Terminalsięnamchybazawiesiłtakbywaotejporzeodkilkudniczymamoże –
paniprzysobiegotówkę?
– Nie mam – brzmi całkiem przekonująco.
– Nonicwtakimraziemusimyspróbowaćponownie – wyciąga kartę płatniczą i wtyka ją w terminal ponownie.
Ponownie nic się nie dzieje. 5 długich minut później nadal nic się nie dzieje, a ty czujesz, że masz deja vu. Odwracasz głowę i napotkawszy zniecierpliwienie na twarzach swoich współkolejkowiczów przez chwilę czujesz łączącą cię z nimi więź. Wracasz wzrokiem do Babsztyla i nagle czas spowalnia. Widzisz jak jej ręka wędruje do trzymanego w drugiej ręce portfela, z którego niczym magik królika z kapelusza wyciąga 20 PLN.- Zapłacę gotówką, och, jak dobrze, że mam ze sobą jakieś pieniądze! – dociera do twoich uszu a ty uświadamiasz sobie, że oto jesteś świadkiem cudu. Porzucasz swoje zakupy, dajesz na mszę i modlisz się żarliwie w podziękowaniu za Zrządzenie Losu, w którym przyszło ci wziąć udział. Postanawiasz zostać pustelnikiem i zacząć szydełkować wiodąc życie pełne przygód.

lut 21, 2011 - poezja, twórczość    1 komentarz

ad absurdum.

rzeczywistość popchnięta do granic absurdu
staje się – bardziej realna
paradoksalnie
sama przez się będąc odpowiedzią
na pytania szukane po omacku gdy wyjścia
nie ma.