Drogi Pamiętniczku!
Chińskie dzieci ćpią. Skąd o tym, wiesz? – zapytasz. Pani w szkole mówiła, że jak się ćpie, to koniec końców wszystko, co robimy przestaje mieć dla nas znaczenie, staramy się mniej, obojętniejemy, jak rzekłby Miodek: zaczynamy mieć wyjebane na rzeczywistość. Ale jaki związek ma to z chińskimi dziećmi?
Już piszę.
Zależność pomiędzy tym, że chińskie dzieci ćpią, a jakością ubrań dostępnych w sieciówkach jest oczywista. Ostatnia wizyta w Galerii Krakowskiej, która miała miejsce w sobotę (wizyta, nie Galeria) nasunęła na myśl ten smutny wniosek: dla chińskich dzieci nie ma już ratunku. Ubrania wychodzące spod ich małych, żółtych paluszków są coraz marniejsze. Wyobraź sobie na przykład spodnie-rurki, przez które stopa przechodzi z trudem. Zaprawdę, mogłoby to mieć logiczne uzasadnienie, gdybym miała stopę rozmiaru 46. Ale nie, bo 37. Wrodzona ciekawość i upór kazały mi jednak podjąć walkę z przeciwnością, która dopadła mnie znienacka i w zasadzie mogłabym uznać ją, walkę, za wygraną, gdyby nie fakt, że włożona do nogawki stopa nie chciała z niej potem wyjść. Postronny obserwator pomyśleć mógłby, że to taki taniec, skądinąd nowoczesny lub inny performęs tworzony w oparach absurdu ku uciesze gawiedzi, która pozbawiona publicznych egzekucji (och, czy śmierć nie jest zabawna, hihi haha?) bele czym się zadowala. Postronny obserwator nie mógłby jednak dostrzec paniki w mych oczach, podszytej tragiczną wizją konieczności stopy ucięcia. Czy da się kupić jednego buta? Ale o tym za chwilę.
Podejrzewam też, że w narkotycznych transach dzieci chińskie mylić mogą metki, efektem czego jest dziwna rozmiarówka ubrań, która kiedyś leżała jak ulał, a teraz się w nią nie mieszczę (bo przecież nie dlatego, że jestem gruba).
No ale buty. Mierzysz sobie 37,5, które jest ciut, ciut za małe, prosisz więc o 38 i nagle okazuje się, że jest zupełnie niewygodne. Fakt ten może być związany również z wrodzonym upośledzeniem stóp objawiającym się również nieumiejętnością chodzenia na obcasach oraz potykaniem się na prostej drodze (w trampkach), ale nie to jest tematem dzisiejszych wynurzeń.
Gdy do tego wszystkiego dorzucić kilometrowe kolejki bab z naręczami ciuchów, spod których rzeczone baby ledwo widać, lecz zdradza je namiętne sapanie (bynajmniej nie z przyjemności, choć kto je tam wie) i obfite pocenie się, spokojnie można by uznać, że właśnie tak wygląda piekło, a same zakupy są pomiotem szatana, który spłodził je po to, by w duchu biedny człowiek odmawiał całą litanię przekleństw. Bogu, jak bardzo mu to wyszło!